niedziela, 20 stycznia 2013

Czy Tajowie kłamią ?

-->
Taj to osoba prawdomówna. Niestety tylko wtedy gdy nie robi z Tobą interesów. Ale do rzeczy.


Zgodnie z planem naszej podróży drugim etapem był przejazd z Khao Lak na wschodni brzeg na wyspę Phangan. Nic bardziej prostszego. Na każdym kroku ktoś oferuje przejazd w bardzo rozsądnej cenie. Postanowiliśmy sprawę załatwić w hostelu, w  którym mieszkaliśmy. 95,00 zł. od każdego i jedziemy. A i jeszcze ważna sprawa. Trzy razy pytaliśmy o czas przejazdu i czy aby na pewno nie musimy się nigdzie przesiadać. Ważne bo nie mieliśmy rezerwacji hotelu na Ko Phangan. Zapewniono nas wielokrotnie, że wyjazd jest o 8.00 a na miejscu będziemy o 15.00. Super, do zachodu słońca jeszcze 4 godziny. Zdążymy wszystko załatwić.


Zgodnie z planem bus przyjechał o 8.00 i zabrał nas z hotelu. Uradowani ucięliśmy sobie krótką drzemkę. Jakież było nasz zdziwienie po przebudzeniu, gdy okazało się, że zamiast na wschód jedziemy na południe.


Zatrzymujemy się w Krabi. Mieliśmy tu być dopiero za cztery dni. Uczynny taj twierdzi, że wszystko jest w porządku i zaraz jedziemy dalej. Przesiadamy się do innego busa i zastajemy poinformowani, że jedziemy tylko w czwórkę. Super. Rozkładamy się szczęśliwi w fotelach. Po 10 minutach zatrzymujemy się na drugim końcu miasta. Już lekko wkurzeni, ale bezradni po godzinie przesiadamy się do autobusu. U nas pewnie nie przeszedł by badań technicznych, ale wyboru brak. Pełni nadzieji jedziemy dalej. Po ok. 2 godzinach znowu przerwa. Tym razem w Surat Thani. No bliżej naszego celu, ale nikt o zdrowych zmysłach by nie pojechał taką trasą. Tu już się nie dziwimy – następna przesiadka do ... no i nie wiemy co to było. Coś ze skrzyżowania dyskoteki, autobusu, szrotu, drewnianego kibla za domem, itp. Po godzinie jesteśmy w Don Sak. Przesiadamy się na tajlandzki statek. Ktoś nas informuje, że będziemy płynąć prawie 3 godziny.


U celu będziemy już po zachodzie słońca. Wizji jest kilka, ale przeważ nocleg na plaży. Kraby zjedzą nas żywcem.


Całe szczęście płynie z nami znajomy Zygmunta Zyzia, który załatwia nam hotel. Kasuje za pierwszy nocleg i wysiada na wyspie poprzedzającej Ko Phangan. Spokojnie docieramy do celu.


Podsumowując Tajowie to fajni ludzie, ale kłamią najlepiej na świecie.

Niestety fotek dzisiaj nie będzie. W hotelu miał być super szybki internet, który ledwo działa.


Zapomniałem napisać, że do przejechania mieliśmy 240 kilometrów, a jechaliśmy prawie 12 godzin.
TAJSKA MASAKRA BEZ PIŁY MECHANICZNEJ


KO(T)AJ


Już prawie u celu podróży 
jutro pozostałe zdjęcia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz