Jeszcze wczoraj
zarezerwowaliśmy sobie i opłaciliśmy nurkowania między innymi na Shark Point i
spokojnie oczekiwaliśmy dnia dzisiejszego. Wieczorem otrzymaliśmy jednak
informację, że z przyczyn technicznych rejs może nie dojść do skutku.
Popsuta łódź czy coś w tym rodzaju.
Rano okazało
się, że nurkowania zostały odwołane. No i po co było tak wcześnie wstawać ?
Pozostało
wyjście nad przepiękną plażę znajdującą się tuż przy naszym hotelu. Niestety my
nie jesteśmy za bardzo „plażowi“ i po kilkudziesięciu minutach wyruszyliśmy w „miasto“
organizować nurki na następny dzień. Już po pierwszej rozmowie w innym centrum
nurkowym wiedzieliśmy, że popsuta łódź to blef. Po prostu tylko my chcieliśmy
płynąć w trudniejsze technicznie miejsce i nie opłacało się nikomu robić dla nas
wyprawy. Zresztą później przyznała to Rosjanka pracująca w „naszym“ centrum.
Uświadomiła nam również, że na Phi Phi rzadko przyjeżdżają nurkowie z takim
doświadczeniem jak nasze :). Większość to nurkowi „introwcy“ lub „owudowcy“ z kilkoma
zanurzeniami. Nie od dziś wiemy, że to właśnie na nich centra robią największą
kasę.
Rozważaliśmy
nawet skrócenie pobytu na Phi Phi i przenosiny na Phuket. Zew nurkowy nie
pozwolił nam jednak odpuścić i jutro płyniemy na bliższe nurkowiska.
Obiecano
nam na nich stada rekinów :). Zobaczymy czy Francuzom można wierzyć.
W niedzielę rano wypływamy na Phuket na nasz ostatni przystanek przed powrotem do domu.
Eh, trochę nas zmęczył ten dzień ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz